ROZMOWY BAROWE ODSŁONA PIERWSZA
Pub to dziwne miejsce. Ludzie przychodzą tam, wydawać by się mogło, w celu konsumpcji trunku tudzież pochłonięcia frytek. Okazuje się, że to tylko preludium do wywodów egzystencjalno-żałosnych.
Pewnego niedzielnego poranka przybywa do pubu obywatel UK, wyraźnie zblazowany weekendowym clubbingiem. Ledwo zipiąc zamawia piwko ku pokrzepieniu ciała. Rozpoczyna się seria standardowych pytań zadawanych mi jako nowej barmance. Skąd jestem, co tu robię, jak podoba mi się Londyn i Anglia, etc. Następuje chwila milczenia, po której trzydziestokilkuletni mieszkaniec Londynu przemawia.


Nie przeszkadzają mu Polacy, ilu by ich nie było. Naprawdę ich lubi. Tylko raz zdarzyło mu się spotkać na ulicy bandę podpitych emigrantów z Polski, która zaczepiała go, obrażała po polsku, wręcz pragnęła pobić. Rozeszło się po kościach i mój rozmówca nadal lubi Polaków. Mimo tego, że ja potencjalnie odbieram pracę jego siostrze ( a
przecież ona wygląda jak ja, ma blond włosy i niebieskie oczy <tak naprawdę mam zielone>, ale ja posiadam atut w postaci obcego obywatelstwa), nadal lubi Polaków. Lubi Polaków również mimo faktu, że jesteśmy niewdzięcznikami historycznymi. Okazuje się, że Brytyjczykom powinniśmy być wdzięczni za uwolnienie spod jarzma Rosjan, (!) gdy tymczasem jacyś polscy obywatele przebywający na emigracji w Zjednoczonym Królestwie maja czelność zaczepiać mojego rozmówcę gdy ten w stanie wskazującym udaje się na imprezę. Mimo tej polskiej traumy pan pijący nie ma nic przeciwko nam, Polakom.

Podobną rozmowę toczyłam z Irlandczykiem, Seamusem, który naprawdę lubi Polaków. Nie przeszkadzamy mu w niczym, i najważniejsze – nie jesteśmy jak ci wszyscy black poeple.

Jakiż wniosek płynie z rozmów o emigracji toczonych po obu stronach baru? Gdybyśmy tylko byli grzeczniejsi, bardziej wdzięczni i pokorni, gdyby nie było nas tylu, Brytyjczycy kochali by nas. A tak jesteśmy TYLKO „lubiani”.



Najczęściej zadawane pytania



Podobne artykuły:


Wersja do druku