Piętnastoletni Andy Lockwood cierpi na zespół alkoholowy płodu (FAS). Mówi wszystko, co mu ślina na język przyniesie i nie potrafi przewidzieć konsekwencji swojego zachowania. Jego matka, Laurel, postanowiła przez całe życie wynagradzać chłopcu swój błąd. Była uważna i opiekuńcza – może nawet nadopiekuńcza.

 Mimo to pewnego dnia zgodziła się, żeby Andy poszedł bez opieki na zabawę w miejscowym kościele. Kto mógł przypuszczać, że budynek stanie w płomieniach? Na szczęście chłopiec wychodzi z pożaru bez szwanku – co więcej, ratuje swoich kolegów. Niestety policja zaczyna podejrzewać go o podłożenie ognia, a Laurel musi zadać sobie pytanie, na ile zna własnego syna… i do czego się posunie, by – zgodnie z obietnicą – chronić go za wszelką cenę?


Chamberlain umiejętnie zgłębia naturę zbrodni z namiętności.

„Publishers Weekly”

To świetna książka, dobrze napisana i do końca trzymająca w napięciu. Rzecz zdecydowanie godna polecenia.
„New Books”

Diane Chamberlain jest wielokrotnie nagradzaną autorką osiemnastu powieści, przetłumaczonych na kilkanaście języków i plasujących się na  najwyższych miejscach list bestsellerów. Obecnie mieszka w Karolinie Północnej.
www.dianechamberlain.com
https://blog.dianechamberlain.com


Fragment:

Andy

Wróciłem do kościoła do mojej przyjaciółki Emily, no i zaraz zobaczyłem tę ładną dziewczynę. Wcześniej uśmiechnęła się do mnie i powiedziała „cześć”. Od tej pory jej wypatrywałem. Ktoś odsunął pod ściany wszystkie kościelne ławki, żeby można było tańczyć, i ta dziewczyna wirowała na środku podłogi z moim przyjacielem Keithem, który tańczy najlepiej na świecie. Gapiłem się na tę dziewczynę jak na nikogo innego, nawet kiedy Emily podeszła do mnie i spytała:
– Gdzie byłeś? To zamknięta zabawa. To znaczy, że masz tu zostać na całą noc.
Jej jasne brwi zrobiły się podobne do tego znaczka, który się stawia przy załatwionych sprawach. To znaczyło, że Emily się gniewa.
Wskazałem ładną dziewczynę.
– Kto to?
– A skąd mam wiedzieć? – Emily poprawiła zjeżdżające okulary. – Nie znam tu każdego z osobna.
Dziewczyna miała wirującą krótką spódniczkę i długie nogi, które fruwały nad podłogą. Jej jasne włosy były splecione w te takie fajne, co noszą Afroamerykanie, nigdy nie pamiętam nazwy. Cała głowa pełna takich warkoczyków.
Minąłem grających w karty na podłodze i podszedłem prosto do tej dziewczyny. Zatrzymałem się o cztery buty od niej, bo mama mówi, że taka odległość wystarczy. Kiedyś za bardzo się zbliżałem do ludzi, którzy dostawali od tego ciarek. Mama mówi, że potrzebują przestrzeni osobistej. Ale nawet z tak daleka widziałem długie rzęsy dziewczyny. Jak piórka pisklaków. Raz widziałem pisklaka. Wypadł z gniazdka na naszym podwórku i Maggie weszła po drabinie, żeby go włożyć na miejsce. Chciałem dotknąć tych rzęs, ale to by było niegrzeczne.
Keith nagle przestał tańczyć. Spojrzał mi prosto w oczy.
– Czego chcesz, bogaty smarkaczu? – spytał.
Ja patrzyłem na dziewczynę. Jej oczy w oprawie piórek były niebieskie. Czułem, że słowa przychodzą mi do głowy, a potem spływają do ust, no a jak się tam znalazły, to już nie mogłem ich powstrzymać.
– Kocham cię – powiedziałem.
Otworzyła szeroko oczy, a jej usta przybrały kształt różowego kółeczka. Roześmiała się. Ja także się roześmiałem. Czasami ludzie śmieją się ze mnie, a czasem ze mną. Miałem nadzieję, że tym razem to jest to drugie.
Dziewczyna nic nie powiedziała, ale Keith wziął się pod boki.
– Znajdź sobie kogoś innego do kochania, bogaty smarkaczu. – Nie wiedziałem, dlaczego ciągle mnie tak nazywa zamiast „Andy”.
Pokręciłem głową.
– Kocham ją.
Keith stanął między mną a dziewczyną. Tak się zbliżył, że poczułem te ciarki, o których mówiła mama. Musiałem zadrzeć głowę, żeby na niego spojrzeć, aż rozbolała mnie szyja.
– Wiesz, że istnieje przestrzeń osobista? – spytałem.
– Słuchaj, ona ma szesnaście lat, a ty, konusie, czternaście.
– Piętnaście – poprawiłem. – Tylko nie urosłem.
– To czemu się zachowujesz, jakbyś miał czternaście lat? – Keith roześmiał się, a jego zęby wyglądały jak te duże białe gumy, które lubiła żuć Maggie. Nie lubię ich, bo mnie pieką w język.
– Zostaw go – odezwała się dziewczyna. – Nie zwracaj na niego uwagi, to odejdzie.
– Nie wkurza cię? – spytał Keith. – Że tak się na ciebie gapi?
Dziewczyna wyciągnęła rękę i odepchnęła nią Keitha jak patykiem. Potem zwróciła się do mnie.
– Lepiej sobie idź, kochanie – powiedziała. – Bo coś ci się stanie.
Dlaczego miałoby mi się coś stać? Nie byłem w niebezpiecznym miejscu ani nie robiłem nic niebezpiecznego, jak na przykład wspinaczka po skałach – na którą miałem ochotę, ale mama powiedziała, że nie wolno.
– Jak masz na imię? – spytałem.
– Wracaj do tego swojego wypasionego domu na wodzie – rzucił Keith.
– Jeśli ci powiem, odejdziesz? – spytała.
– Dobrze – zgodziłem się, bo spodobało mi się, że zawieramy układ.
– Mam na imię Layla.
Layla. Nowe imię. Spodobało mi się.
– Ładnie – powiedziałem. – Ja się nazywam Andy.
– Miło cię poznać. No, to skoro znasz moje imię, możesz już iść.
Skinąłem głową, bo musiałem dotrzymać warunków układu.
– Do widzenia – pożegnałem się i odwróciłem, żeby odejść.
– Niedorozwój.





Najczęściej zadawane pytania



Podobne artykuły:


Wersja do druku