Autorka światowych bestsellerów, po raz pierwszy w Polsce! Jej prozę pokochali najlepsi twórcy thrillera na świecie - Harlan Koben, Dennis Lehane, Nelson De Mille, Karin Slaughter.
Po miesiącach bezowocnych poszukiwań Alice Humphrey wreszcie znajduje swoją wymarzoną posadę – będzie zarządzała nową galerią sztuki na Manhattanie. Galeria jest projektem anonimowego, bogatego i ekscentrycznego właściciela, a Alice – jak zapewnia jego przedstawiciel – ma ją prowadzić zupełnie samodzielnie. Przyjaciele dziewczyny sądzą, że to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe, ale Alice widzi w tym znakomitą okazję, by wyjść z cienia sławnego ojca.
Pewnego poranka Alice odkrywa, że galeria nie istnieje, a pomieszczenia, w których się mieściła, są zupełnie puste, jakby niczego tutaj nigdy nie było. Na podłodze znajduje ciało Drew Campbella, mężczyzny, który ją zatrudnił. Wkrótce sama staje się obiektem zainteresowania policji.
Kiedy śledczy wykrywają związek pomiędzy galerią a pewną porwaną dziewczyną, Alice wie, że została wrobiona. Teraz musi to udowodnić. Poszukiwanie dowodów wciągnie ją w mroczny świat przestępczych interesów i zmusi do odkopania długo skrywanych sekretów jej rodziny... Sekretów, za które – być może – zapłaci życiem.

Fragment:
Alice Humphrey wiedziała, że ten pocałunek zniszczy jej życie.
— Wie pani, co mówią o obrazku i tysiącu słów.
Uniosła oczy, spoglądając na mówiącego. Jego nazwisko brzmiało Shannon, imienia nie zapamiętała. To był ten o spłowiałych, rudych włosach. Twarz zarumieniona, lekko podpuchnięta jak u pijaka.
Siedzieli tak, że patrzył na nią z góry. Nie czuła się z tym najlepiej.
Miała wrażenie, że jest mała. Osaczona. Odtworzyła w pamięci kroki, które ją tu doporowadziły. Czyżby ktoś celowo tak ustawił te krzesła?
Shannon i jego partner — jak mu tam, Danes? — stali zgarbieni na chodniku przed jej domem, opatuleni w płaszcze, ściskając kurczowo kubki z gorącą kawą. Wszystko w ich wyglądzie wołało, by zaprosić ich do środka. Jakby dla kontrastu Alice była zgrzana i mokra pod swetrem, który naciągnęła na siebie po ćwiczeniach na rowerku. Gdy rozmawiali na ulicy, skrzyżowała ramiona, usiłując zatrzymać ciepło wewnątrz swego ciała. Przy każdym oddechu pojawiały się  obłoczki pary, stopniowo pokrywając jej twarz wilgocią.
Oczy Shannona długo wodziły od drzwi jej mieszkania do kluczy, które ściskała w dłoni, nim wreszcie wyraził swe myśli słowami.
— Możemy wejść do środka?
Przyjaźni. Uprzejmi. Taktowni. Tacy byli jeszcze wczoraj rano.
Zaledwie dobę temu. A dokładniej — około trzydziestu jeden godzin temu. Wtedy powiedzieli, że być może się z nią jeszcze skontaktują.
Jednak teraz pojawili się na chodniku przed jej domem bez żadnego ostrzeżenia.
— Pewnie, chodźmy na górę.
Weszli za nią do kuchni. Nalała sobie szklankę wody. Im też zaproponowała, ale odmówili, po czym usadowili się na stołkach barowych. Ona wybrała krzesło przy stoliku śniadaniowym dla dwóch osób, zapędzając się w ten sposób w kozi róg — zarówno metaforycznie, jak i dosłownie. Był to zresztą oczywisty wybór. W jej małym mieszkaniu nie było innego miejsca, w którym mogłaby usiąść przodem do swoich niezapowiedzianych gości.
Rozpięła sweter i pomyślała, że jednak powinna była wziąć prysznic przed wyjściem z siłowni.
Rozmowa rozpoczęła się niewinnie, naturalnie. Na schodach ponarzekali trochę, że powinni więcej ćwiczyć. Tylko kilka dodatkowych pytań, powiedział Shannon.
Ale w jego tonie było coś nowego. Nie był już tak przyjacielski, uprzejmy ani taktowny. No i fakt, że przyszli bez zapowiedzi. Chociaż Alice skończyła trening pół godziny wcześniej, jej serce nadal waliło, a pot perlił się na czole. Może była to podświadoma reakcja, wytworzona przez seriale o policjantach, ale od razu wiedziała, po co tu przyszli. A raczej nie tyle po co, bo tego nie mogła wiedzieć, ale po kogo. Jeszcze przed pocałunkiem wiedziała, że przyszli tu po nią.
A później zaczęły się pytania. Jej finanse. Jej rodzina. Niekończące się „proszę nam opowiedzieć jeszcze raz”. O tym, jak poznała Drew Campbella. O tym artyście. O tej wizycie w Hoboken. Jakby za pierwszym razem jej nie uwierzyli.
Ale dopiero kiedy zobaczyła ten pocałunek, zdała sobie sprawę, że za chwilę jej życie legnie w gruzach.
Gest, którym Shannon podsunął jej zdjęcie, był tak niewinny.
Grube palce przesunęły po sosnowym blacie błyszczącą fotografię w formacie dwadzieścia na dwadzieścia pięć niemal z racją.
Spojrzała na kobietę na zdjęciu i rozpoznała samą siebie. Przymrużone powieki, wysunięte wargi, przyciśnięte czule do kącika ust mężczyzny. Wyglądała na szczęśliwą. Zrelaksowaną. Ale sielskość sceny ze zdjęcia nijak nie osłabiła panicznej reakcji, która przeszyła Alice od siatkówki oka aż do dna żołądka. Wciągnęła haust powietrza, by powstrzymać narastającą falę nudności.
— Wie pani, co mówią o obrazku i tysiącu słów.
Zdołała oderwać wzrok od zdjęcia na tyle, by spojrzeć krótko na detektywa Shannona. Jego banalne stwierdzenie zadźwięczało w jej uszach przy akompaniamencie werbla przyspieszonego pulsu.
Znów spojrzała na fotografię. Nie ulegało wątpliwości, że widoczny na niej mężczyzna to Drew Campbell. I chociaż jej pamięć krzyczała w proteście, Alice musiała przyznać, że usta, które oddawały mu pocałunek, należały do niej samej.
Wodziła palcami po zdjęciu, jakby widoczna tam kobieta mogła nagle odwrócić głowę, jakby pomyłka mogła wyjść na jaw. Przepraszam, pomyliłam panią z kimś innym. Alice czuła, jak stojący nad nią detektywi wlepiają w nią wzrok, czekając na odpowiedź, ale nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Była w stanie jedynie gapić się na fotografię, kręcąc przecząco głową.
Alice Humphrey wiedziała, że ten pocałunek zniszczy jej życie, gdyż trzydzieści jeden godzin wcześniej wdepnęła w kałużę krwi Drew Campbella, rozlanej po białych kafelkach podłogi galerii. W panice zaczęła szukać pulsu, lecz jej drżące palce znalazły jedynie zimną, ciastowatą skórę. Zanim pokazano jej to zdjęcie,  mogłaby przysiąc, że był to jedyny raz, gdy miała z nim jakikolwiek fizyczny kontakt, nie licząc uścisku dłoni, gdy się poznali.
Jej życie przez ostatni rok nie było szczególnie szczęsliwe, ale ciągle zapewniało jej podstawowe luksusy: normalność, przewidywalność, egzystencjalne poczucie bezpieczeństwa. Nigdy się nad tym nie zastanawiała. Teraz to wszystko miało przejść do historii.
Alice nie miała pojęcia, co się teraz stanie, ale wiedziała, że to zdjęcie wszystko zniszczy. I że był to dopiero początek.


Najczęściej zadawane pytania



Podobne artykuły:

Ile kalorii ma serek danio

Wersja do druku