Każda jesień nieodwołalnie niesie ze sobą zwiększone ryzyko zachorowania na grypę. W tym roku jednak, z powodu pandemii COVID-19, jakiekolwiek choroby trzeba omijać szerszym łukiem niż zazwyczaj. Nie tylko leczyć, ale też przeciwdziałać. Nie dopuścić do nich, bo ze względu na osłabienie odporności organizmu, problemy z dostępem do leczenia szpitalnego i ogólnym obciążeniem Służby Zdrowia, skutki nawet „zwykłej” grypy mogą być dużo bardziej poważne, niż jeszcze w ubiegłym sezonie.

 


Czy szczepienie na grypę jest skuteczne?

Takie pytanie pojawia się bardzo często. I jest jak najbardziej uzasadnione. Wirus grypy mutuje, zmienia się, a szczepionka nie jest w stanie zabezpieczyć w 100% przed wszystkimi mutacjami. W dodatku jej działanie jest ograniczone czasowo – musi być podawana każdego roku. To prawda, jest to niedogodność, jednak wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że niektóre szczepionki z dzieciństwa też nie chronią przez całe życie. Odporność na nie również wygasa, stąd na przykład szczepienia przeciw błonicy czy krztuścowi zaleca się powtarzać co 5-10lat.

W przypadku wirusa grypy skuteczność jest zmienna, zależna od tego, jaki szczep wykorzystany jest do produkcji szczepionki, a z jakim faktycznie będziemy mieć kontakt. Badania wskazują, że może ona sięgać 90%, czyli dawać bardzo wysoką pewność ochrony, albo ledwie 50%, czyli przysłowiowe „pół na pół”.

Zwróćmy jednak uwagę, że szczepionka nie tylko chroni przed chorobą, ale także w przypadku zachorowania łagodzi jego skutek. A to już jest, zwłaszcza w przypadku dzieci, bardzo poważny argument.

 

Szczepmy dzieci!

Podkreślmy jeszcze raz – nie ma pewności, że szczepionka na grypę uchroni nas przed zachorowaniem, jest to jednak wysoce prawdopodobne. Sytuacja epidemiologiczna w kraju – i na świecie – mocno sugeruje nam korzystanie z takich rozwiązań. Im mniejsza liczba infekcji, jakichkolwiek, tym mniejsza jest konieczność wizyty u lekarza pediatry. Nie każda zaś choroba czy infekcja może być wyleczona za pomocą teleporady...

W sezonie 2018/19, wg statystyk Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego- Państwowego Zakładu Higieny, na grypę zachorowało 3,6miliona osób. Spora część z nich wymagała hospitalizacji, dokładnego badania, testów. Przy utrzymującym się obciążeniu służby zdrowia dziecko wymagające opieki szpitalnej może jej po prostu nie otrzymać. Albo w czasie leczenia grypy być narażone na infekcję wirusem COVID-19, co przy osłabionym organizmie skutki może mieć fatalne.

Tymczasem szczepić można już od szóstego miesiąca życia, z wykorzystaniem szczepionki zawierającej inaktywowane cząstki wirusa. Innymi słowy mówiąc – nieżywe. Nie ma więc obaw, że szczepienie może „zarazić”, chociaż takie właśnie informacje bardzo często rozpowszechniane są np. w tak zwanych mediach społecznościowych. Szczepionki tego samego typu używane są przy szczepieniach kobiet w ciąży, dając w ten sposób ochronę dla matki i płodu. Ale także dla noworodka, przeciwciała są bowiem przekazywane przez łożysko matki. Taka odporność utrzymywać może się nawet przez pół roku po porodzie, czyli do czasu, gdy maluszek jest „gotowy” by przyjąć swoją szczepionkę.

Co prawda mogą wystąpić powikłania poszczepienne, do których zalicza się np. ból głowy, mięśni, gorączkę i złe samopoczucie. Teoretycznie objawy podobne są więc do grypy – jednak tylko podobne. Inaktywny, martwy, wirus nie ma żadnej możliwości wywołania choroby.

Obecny sezon infekcyjny będzie wyjątkowo trudny dla wszystkich. Dzieci, rodziców, lekarzy pediatrów i całej Służby Zdrowia. Róbmy wszystko, by przetrwać go w jak najlepszym zdrowiu.

Artykuł powstał we współpracy z www.pediatra-gorzow.pl