„Zbieg okoliczności” to starannie skonstruowana powieść psychologiczno-obyczajowa z mocnym wątkiem kryminalnym, który właściwie jest tylko pretekstem do obnażenia prawdy o bohaterach powołanych do życia przez Katarzynę Pisarzewską.

W „Zbiegu okoliczności” nic nie jest tym, czym się z początku wydaje. W małym Gosztowie życie toczy się wolno i przewidywalnie. Policja nie ma zbyt wiele pracy. Ale pewnego dnia jedno – z pozoru błahe – wydarzenie pociągnie za sobą dużo bardziej poważne wypadki. Na zawsze zmienią one losy kilku rodzin, a sielska osada utraci swoje niewinne oblicze.  
Maria, policjantka z lokalnego posterunku, oraz szkolna pedagog Anita znajdą się w samym centrum niepokojących zdarzeń. Kobiety będą musiały zmierzyć się także ze swoją przeszłością i poznać losy rodziny, w której wiele starano się ukryć. Bo w tej historii nic nie jest tym, czym się z początku wydaje.

Książka „Zbieg okoliczności” ukazała się 9 lipca nakładem Prószyńskiego i S-ki.


Fragment powieści „Zbieg okoliczności”:

Irena Gajda była w tej rodzinie Ojcem Chrzestnym albo Królową Matką, jak z przekąsem mawiał o niej Maciek. Jej niebieskie oczy, jej słodkie perfumy i usta pomalowane na jasny róż to był tylko kamuflaż. Nawet jeśli zaczytywała się w romansach, siedząc w ubikacji, i znad deski do prasowania cierpliwie śledziła perypetie bohaterów seriali, nie odrywało jej to od realnego życia. W realnym życiu sama najchętniej pisałaby scenariusze dla innych. Może dlatego, że większość jej rodziny żyła całkiem
inaczej niż należało. Irena niewiele o tym mówiła, ale Maciek chętnie podzielił się z Anitą trupami z rodzinnej szafy. Mąż Ireny był radosnym, niepoprawnym pijakiem, z zawodu kierowcą autobusu. Praca i żona utrudniały mu picie, więc ich unikał. Spadł w końcu z karuzeli łańcuchowej w rozbawiony tłum i skręcił kark, zostawiając żonę z dwójką dzieci, sześcioletnią Izą i czteroletnim Jackiem, i na dodatek w ciąży, o której nie zdążył się dowiedzieć.
Historia upadku dziadka Burasa, ojca Ireny, była jeszcze mocniejsza, bo metaforyczna: dziadek Buras zaczynał karierę zawodową jako dekarz, a skończył jako grabarz. Rzecz jasna, pił na umór. Przez całe życie był domowym tyranem, lecz na starość zmiękł i zaczął mówić o sobie w rodzaju żeńskim. Poszłam, zrobiłam, wypiłam. Wnuki go uwielbiały. Lubił je straszyć cmentarnymi opowieściami i miał zawsze parę groszy na donalda, ale Maciek pamiętał, że mimo pozornej kobiecej metamorfozy do końca życia nie umiał sobie nawet zrobić herbaty.
Był jeszcze brat Ireny, czyli ojciec Maćka. Ten zostawił żonę z pięcioletnim synem i odszedł do innej kobiety. Na tym skończyły się jego kontakty z rodziną Gajdów i Burasów, ponieważ Irena wzięła stronę bratowej i bratanka. Już wtedy była głową rodziny, mimo że żył jeszcze jej pokracznie feminizujący się ojciec. Dzięki niej część majątku przeszła wprost na Maćka, z pominięciem jego ojca. To dlatego Anita i Maciek mogli dwadzieścia lat później zamieszkać w Gosztowie.
Rodzina Burasów i Gajdów nie miała w przeszłości szczęścia do mężczyzn, a jednak ich wybryki zapisały się w pamięci ogółu zupełnie inaczej niż w pamięci rodziny. Nasze kobiety trzymają fason, a mężczyźni mają fantazję (tak się o nas mówiło, powiedziała Anicie Irena z mieszaniną dumy i ironii). Ona na pewno fason trzymała.
– Jest niedziela i jest rodzina. Nie będziemy rozmawiać o polityce. – powiedziała.
I sama natychmiast podrzuciła stosowny temat. Jak zwykle zaczęła namawiać Izę i Niedźwiedzia, żeby przeprowadzili się na wieś. Iza zazwyczaj wymawiała się, że nie ma czasu na korki i dojazdy, ale tym razem uśmiechnęła się tylko zagadkowo i nic nie powiedziała. Irena była tak tym zdezorientowana, że przez pewien czas jakby z rozpędu rozpływała się jeszcze nad zaletami wiejskiego życia, spoglądając zaczepnie na biesiadników. Ale nikt nie oponował. Maciek patrzył gdzieś w bok, Niedźwiedź z mętnym wzrokiem zabawiał się pustym kieliszkiem, a Maria wyjęła papierosa i zaczęła rolować go w palcach.
– Wyjdź stąd – powiedziała ostro Irena. Nie tolerowała palenia w altance ani w mieszkaniu. Maria posłusznie podniosła się z miejsca, ale zostawiła papierosy i chwiejnym krokiem znikła w domu. Irena natychmiast wykorzystała jej nieobecność, pochyliła się nad stołem i powiedziała konspiracyjnym tonem:
– Znajdźcie jej kogoś!
Przy stole powstało zabawne poruszenie.
– Kto? Ja? – spytał przerażony Niedźwiedź, czerwony od wypitej z Marią wódki.
– Ty, ty. Albo Iza. Albo ty, Maciek. Bo przecież w naszej szkole nie pracuje żaden wolny mężczyzna (to już do Anity). Zróbcie coś, bo widzicie, że ona sama się koło tego nie zakręci. Zresztą, kogo może znaleźć tu, w Gosztowie! Chyba tych pijaków, których wozi na izbę wytrzeźwień.
– Siedź w kącie, a znajdą cię – odezwała się sentencjonalnie babcia Burasowa.
– To już nie te czasy, mamo. Przecież ona ma trzydziestkę na karku!
– Ledwie trzydziestkę – mruknęła Iza, przewracając oczami.
Maria pojawiła się w drzwiach. Przy stole zapanowało sztuczne milczenie, Irena wyprostowała się gwałtownie. Maria nachyliła się nad nią, objęła ramieniem i stawiając na stole butelkę wódki, powiedziała czule:
– Popatrz, mamusiu. Znalazłam swoją drugą połówkę.
Wszyscy oprócz Ireny zaczęli się śmiać, nawet babcia Burasowa parsknęła rozbawiona.
– Bogu niech będą dzięki! – huknął Niedźwiedź i wybuchnęli kolejną salwą.
– Jesteś beznadziejna – oświadczyła Irena.
– Zapalimy? – spytał Maciek.
Maria zabrała fajki i wyszli do ogrodu, chociaż Maciek nie palił.
– Wódka, papieroski. Nic dziwnego, że nie może sobie nikogo znaleźć – denerwowała się Irena. – I żeby jeszcze trochę o siebie zadbała, jakiś makijaż czy ubranie... Nie jest przecież wcale taka brzydka.
Anita odprowadzała wzrokiem Maćka i jego kuzynkę. Maria musiała zażartować, bo Maciek się roześmiał. Ostatnio Anita rzadko słyszała jego śmiech. Wstawiona Maria o mało nie przewróciła się na główce kapusty. W ostatniej chwili Maciek wyciągnął rękę, której się przytrzymała. Anicie przyszło do głowy, że jeśli będzie musiała wybrać między dwoma największymi pragnieniami w życiu, pragnieniem tego mężczyzny i pragnieniem dziecka, i jeśli on nie uniesie tego, że go wybrała, będzie musiała odejść z jego życia, a Maria w nim zostanie, i to nie dlatego, że należy do rodziny. Nie wiedziała, co ich tak do siebie zbliżyło, nie wiedziała, czy było to coś konkretnego, ale jedno na pewno jej się nie przywidziało.
Ich przyjaźń.