Do tej pory nie miałam okazji użyć żadnego kosmetyku marki "Pat & Rub". Czy znacie tę firmę? Jej właścicielką jest Kinga Rusin . Mówi Wam to coś? :)
    Przygodę z Pat & Rub rozpoczęłam od kuracji ust – wypróbowałam w tym celu trzy kosmetyki: pomarańczowy „Piling do ust”, grejpfrutowy „Pielęgnacyjny balsam do ust” oraz różany „Nawilżający błyszczyk”.
    Opakowanie pilingu– małe, poręczne i ładne – skrywa kosmetyk  o zachwycającym, śródziemnomorskim aromacie prawdziwej pomarańczy. Jedyną wadą tej złocistej substancji jest jej smak. Naprawdę ostatkiem sił powstrzymałam się przed pożarciem jej. Jest bardzo apetyczna!
 Nie podoba mi się również to, że piling trudno się aplikuje. Trzeba włożyć palec do słoiczka i delikatnie wydobyć preparat, którego krucha konsystencja niczego nie ułatwia, i mieć nadzieję, że nic się nie rozsypie. To są wady, ale rezultaty zabiegu znacznie je przewyższają. Chyba nigdy nie miałam tak wypielęgnowanych ust! Piling jest delikatny, ale ożywczy – odsłonięta po zabiegu skóra na ustach jest gładka i zaróżowiona, ale nie podrażniona. Tak polubiłam ten kosmetyki, że na początku używałam go codziennie!
    Grejpfrutowy balsam do ust sprawdził się znakomicie. Pokrył moje usta warstwą gęstego, orzeźwiającego musu, szybko się wchłonął i równie prędko nawilżył moją skórę. Polecam szczególnie używać na noc.
    Najmniejsze wrażenie zrobił na mnie błyszczyk – ale w sumie po rewelacyjnym pilingu i znakomitym balsamie do ust, nie jest to dziwne. Pomalowane usta ładnie świeciły, a sam kosmetyk długo się utrzymał bez poprawiania.
    Podsumowując: warto zapoznać się z tymi kosmetykami. Oczywiście pilingi, balsamy i błyszczyki Pat&Rub mają różne „smaki” (np. różany i czekoladowy), ale ja szczególnie polecam właśnie tę konfigurację.
    Czekam na Wasze opinie! Może któraż z Was zna te kosmetyki?