Wśród żeglarzy regatowych, zamieszkałych w okolicach malowniczej Zatoki Gdańskiej, spędziłam pół roku – od pierwszego maja do dwudziestego dziewiątego października 2002 roku, czyli okres nazywany w ich języku „sezonem”. Jest to czas szczególnej aktywności żeglarskiej, zawarty pomiędzy wodowaniem a slipowaniem (czyli wyciąganiem na keję) jachtów regatowych. Rozpoczynają go regaty o Puchar Komendanta Wojskowego Ośrodka Szkolenia Żeglarskiego, nazywane „Otwarciem Sezonu”, a kończą regaty o Puchar Komandora Wojskowego Ośrodka Szkolenia Żeglarskiego, nazywane „Zakończeniem Sezonu”. W czasie tym przeprowadziłam szereg badań socjologiczno – etnograficznych opartych na własnych obserwacjach i licznych rozmowach z przedstawicielami opisywanej społeczności, jak i osobami z nią związanej. Wyniki swoich badań przedstawiam w tym oto krótkim i z pewnością niepełnym wciąż eseju. Ogólne uwagi na temat społeczności żeglarzy regatowych.

Kim są żeglarze regatowi?
1. Żeglarze regatowi to społeczność niezwykle zamknięta, wyłoniona spośród większej grupy żeglarzy w ogóle. Społecznością wobec nich niejako przeciwną są żeglarze turystyczni, przez tych pierwszych uważani za gorszych. We własnym mniemaniu, żeglarze regatowi są społeczności elitarną, skupiającą tych, spośród żeglarzy, którzy posiedli tajniki specjalnej wiedzy magicznej, nazywanej „taktyką regatową”. Jest to zbiór szczególnie trudnych manewrów praktycznych powiązanych ze ścisłą wiedzą teoretyczną. Niestety tajniki owej wiedzy, zazdrośnie strzeżone przez społeczność, są mnie, jako laikowi, niedostępne. Żeglarze regatowi różnią się od innych przedstawicieli tej grupy również tym, że do swoich praktyk używają specjalnych jachtów, szybszych i zwrotniejszych niż inne (Warto zauważyć, że jachty duże są szybsze od małych, co będzie miało szczególne znaczenie, dla naszych dalszych obserwacji.).

Hierarchia
Żeglarze regatowi jako kasta wyższa, już w samym założeniu uważają się za grupę uprzywilejowaną. W społeczności żeglarskiej jako takiej, są zazwyczaj nie lubiani, jako wyjątkowo pozbawieni kultury, chamscy i nazbyt wyniośli. Z drugiej jednak strony ich wiedza tajemna, którą nie każdy żeglarz posiąść może, czyni z nich pewnego rodzaju kapłanów i upoważnia do brania udziału w specjalnych rytuałach, zwanych regatami, od których to wzięli swą nazwę.

Na samym dole hierarchii regatowej znajdują się załoganci małych jachtów regatowych. Jako, że wraz ze wzrostem umiejętności, żeglarze zdobywają kolejne stopnie wtajemniczenia, co uprawnia ich do prowadzenia coraz większych jednostek, ich miejsce w społeczności zależy od tego na jakiej wielkości jachtach pływają. I choć np. załogant jachtu 6-cio metrowego może posiadać stopień sternika jachtowego (drugi od dołu w hierarchii), zaś załogant jachtu 13-to metrowego tylko żeglarza (stopień najniższy), to ten drugi będzie się cieszył większym poważaniem społeczności.

Załoganci jachtów małych dzielą się na dwie grupy – na tych, którzy chcą zdobywać stopnie żeglarskie w celu samodzielnego prowadzenia jednostek (i ci są bardziej poważani) oraz tych, którzy chcą tylko awansować do załóg jachtów większych. Na jachtach dużych sytuacja jest podobna – są tacy, którzy pragną nauczyć się jak najwięcej, aby w przyszłości zostać dowódcami oraz tacy, którzy opanowują tylko do perfekcji jedyną funkcję, jaką sprawują, aby jak najdłużej utrzymywać się w załodze i móc uczestniczyć w obchodach specjalnych obrzędów zakończenia regat, gdzie mają prawo do spożywania napojów magicznych.

Wyżej znajdują się oficerowie – dowodzą załogantami, ale podlegają kapitanowi. Ci, analogicznie, dzielą się na oficerów jachtów małych i dużych. Oficerowie dzielą się na tych, którzy chcą w przyszłości wziąć na siebie odpowiedzialność dowodzenia jachtem i tych, którzy się tego obawiają.

Kapitanowie, czyli w języku regatowców (czy jak sami siebie nazywają – kolegów regatowców, której to nazwy będziemy przestrzegać w dalszej części naszych badań) – skipperzy, znowu dzielą się na skipperów jachtów małych i dużych, przy czym oczywiście ci ostatni są zawsze bardziej szanowani. Tu jednak dodatkowe znaczenie mają: ilość wygranych regat, posiadanych pucharów, zaliczonych „panienek” (o czym przeczytamy w dalszym ciągu), jakość posiadanego sprzętu (żeglarskiego, oczywiście…).

Poza hierarchią znajdują się kobiety, jako że żeglarstwo regatowe uważane jest za sport prawdziwych mężczyzn, prawie nie są one wpuszczane na jachty, poza pewnymi wyjątkami, o których później. Spotykane czasem wśród żeglarzy turystycznych kobiety – kapitanowie są nazywane w języku regatowców „noablami”, od ang. „no ability” – czyli „żadnej możliwości” i wyjątkowo lżone, wyśmiewane i pogardzane, jako te, którym się wydaje, że mogą niezauważone wślizgnąć się do męskiego światka.

Jedyną zagadką jest dla mnie szczególny kult jednego z kapitanów, a mianowicie pana Iksena Abnera, który jest właścicielem jachtu małego, o nazwie „Mały Ptak” oraz większego i bardzo szybkiego, typu mantra, o nazwie „Duży Ptak”. Sam kapitan otaczany jest wyjątkową czcią, koledzy regatowcy rozmawiają z nim ze szczególną powagą, co muszą później odreagować długim i męczącym śmiechem. Jednym z głównych tematów rozmów w tym sezonie były rozważania, który z obu jachtów kpt. Abnera jest właściwszy jego naturze.

Język regatowców.
Język używany przez opisywaną przez nas społeczność jest interesującą mieszaniną łaciny kuchennej, żargonu technicznego (prawie niezrozumiałego dla żeglarzy turystycznych, zaś zupełnie magicznego i tajemniczego dla zwykłych śmiertelników) oraz specjalnego slangu powstałego z wyrazów, zaczerpniętych z języka polskiego(Odsyłam tu państwa do wspaniałej pracy dr. Krzysztofa Iksińskiego, z dziedziny semantyki, poświęconej tym wyrazom w języku regatowców, które zaczerpnięte z tradycyjnego, choć potocznego języka polskiego, zmieniły swe znaczenie w wyniku skomplikowanych ewolucyjnych procesów językowych zachodzących w społeczności kolegów regatowców.). Pewne określenia, które udało mi się jako tako poznać i rozszyfrować, zaprezentuję państwu w dalszym ciągu naszej relacji.

Rytuały, które czynią z regatowców, regatowców.
Owymi szczególnymi rytuałami są: a) najważniejsze regaty właściwe, b) uroczyste obrzędy zakończenia regat, c) tzw. regaty lądowe. Wszystkie one odbywają się w mniej więcej równych odstępach czasowych – co trzy do pięciu dni.

Regaty właściwe.
Jest to rytuał bardzo szczególny, obwarowany wieloma przepisami, których nie zdążyłam do końca poznać. Regaty zaczynają się zazwyczaj koło godziny dziewiątej rano, kiedy to skipperzy i ich załogi gromadzą się przy swoich jachtach, znoszą z magazynów zwanych „budami” takielunek i przygotowują swe wspaniałe maszyny do startu. Po około godzinnych i bardzo skomplikowanych przygotowaniach, w których każdy załogant ma swoją misję do spełnienia, po przygotowaniu żagli, odbijają oni od kei. Przyjętym zwyczajem jest, że przy wyjściu z portu kapitanowie większych jednostek proponują hol skipperom tych mniejszych. Propozycja taka jest dla skipperów mniejszych jachtów zaszczytnym wyróżnieniem. Jednak jej przyjęcie zależy od zażyłości stosunków pomiędzy skipperami. Jeżeli nie są one dostatecznie życzliwe, skipperowi mniejszej jednostki wypada po grzecznych podziękowaniach odmówić przyjęcia propozycji, w przeciwnym bowiem wypadku może on zostać uznany za mało ambitnego, czy jak to się mówi w języku regatowców – „idącego na łatwiznę”. Propozycja holu związana jest przede wszystkim z tym, że większe jachty posiadają silnik, który bardzo pomaga przy trudnych manewrach wyjścia z portu, mniejsze natomiast jachty nie. Po wyjściu z portu (bądź też tuż po odbiciu od kei, jak w przypadku mniejszych jachtów, bez silnika) stawiane są żagle i wszystkie jednostki płyną w kierunku linii startu. Na miejscu krążą na żaglach w kółko, co nazywane jest przedbiegami. W przedbiegach skipperzy różnych jachtów wymieniają między sobą tradycyjne grzeczności oraz komentują znajdujące się na pokładach „dziewczynki”, o czym powiemy sobie w dalszej części naszych badań. Tuż przed rozpoczęciem procedury startowej (różnią się one od siebie w zależności od regat i nie jesteśmy tu w stanie wymienić ich wszystkich) „dziewczynki” są zsadzane z jachtów na pontony i odwożone do portu, zaś skipperzy starają się zająć jak najlepszą pozycję do startu – uzależnione jest to od kierunku wiatru, stanu morza, warunków pogodowych oraz zwrotności jachtu, ustawienia linii startu oraz pozycji boi rozprowadzającej. Po sygnale startu wszyscy ruszają do wyścigu, a jego tajemnice dla mnie, jako obserwatora, pozostają nieodgadnione.

Obrzędy zakończenia regat.
Zakończenia regat, są to tradycyjnie imprezy organizowane w godzinach wieczornych, w dniu w którym odbył się ostatni bieg. Wyjątkiem są obchody zakończenia regat o Puchar LOK’u, odbywane w cztery dni od ostatniego biegu, ale również w godzinach wieczornych, jak również impreza z okazji Mistrzostw Polski. Ta jest już zupełnym wyjątkiem, gdyż obchody odbywają się na dzień przed pierwszym biegiem, w asyście władz miejskich (zazwyczaj prowadzi je prezydent Miasta Gdyni), co jest szczególnie zdradliwe, gdyż nie wypada szybko wyjść z imprezy, a jeżeli już się na niej jest, należy spożywać wraz z innymi napoje magiczne. Skutkiem tego jest fakt, że pierwszy bieg Mistrzostw Polski wszyscy żeglarze odbywają na tzw. „kacu”, będącym męczącym i nieprzyjemnym efektem nadmiernego spożycia napojów magicznych (Warto zauważyć, że jednym z czynników składających się na prestiż regat jest ilość darmowych napojów magicznych serwowanych podczas obrzędów zakończenia regat przez ich organizatora.=.

Jednym ze zwyczajów obrzędu są rytualne regaty lądowe. Zaprezentujemy tu tylko jeden z trzech typów owych regat, a mianowicie regaty o tytuł Największego Kieliszka. Polegają one na tym, że przy jednym stoliku siada określona ilość ludzi i spożywają napoje magiczne tak długo, aż zaczną spadać pod stół. Wygrywa w nich ten, który najdłużej potrafi utrzymać pozycję siedzącą. Ponadto z obchodami zakończenia regat związane są jeszcze dwa typy regat lądowych, których przedmiotem są kobiety, ale te omówimy w rozdziale pt. „Kobiety w żeglarstwie regatowym”.

W zwyczaju jest też podział hierarchiczny przy stolikach. Stoły ustawione po bokach sali obrzędowej zajmowane są przez skipperów i zazwyczaj siadają oni w najbardziej oddalonych kątach sali. Załoganci, czy starsi oficerowie mogą przy nich usiąść tylko na wyraźne, a bardzo zaszczytne zaproszenie któregoś z kapitanów. Przy stołach tych do dobrego tonu należy przechwalanie się swoimi osiągnięciami i ciągłe wspominanie - „a pamiętasz w roku 1956...”. Ponadto wypada też narzekać na popsucie się młodzieży i niemożliwość znalezienia karnej i posłusznej załogi. Należy też wspomnieć o tym, że nawet dziewczyny są brzydsze niż kiedyś, choć „ta a ta ma niezłe ciałko”. Dyskusje toczone przy tych stolikach uważane są przez resztę kolegów regatowców za wyjątkowo nudne i „piernikowate”.
Przy reszcie stolików zasiadają załoganci oraz młodzi skipperzy mniejszych jednostek. To tu najczęściej odbywają się regaty lądowe. Do dobrego zwyczaju należy wymienianie się sprośnymi żartami i chwalenie znajomością łaciny kuchennej. W dobrym tonie jest również wzajemna krytyka. Wymienia się tu błędy podpatrzone u rywalizujących załóg. Prowadzi to często do kłótni, lub tzw. „mordobicia” – procederu nadzwyczaj okrutnego, lecz na szczęście w stosunku do kłótni wyjątkowo rzadkiego.

Wielkie regaty lądowe.
Szczególnym typem regat lądowych jest walka o ilość sponsorów oraz dotacji dla poszczególnych klubów bądź jachtów. Kluby są to organizacje zrzeszające żeglarzy, które na wodzie co prawda nie mają znaczenia, ale na lądzie bardzo się liczą. W zależności od tego, jaką renomę ma klub, do którego należy dany żeglarz – na takie dotacje może on liczyć. Kluby bogatsze mają lepszy sprzęt i o wiele trudniej jest się do nich dostać. Tworzą o wiele szczelniej zamkniętą i zwartą wewnętrznie strukturę niż kluby dysponujące mniejszym budżetem. Jachty należące do lepszych klubów mają łatwiejszą drogę do znalezienia lepszych sponsorów i przyciągają lepszych skipperów, a co za tym idzie – lepszych żeglarzy. Na wodzie jednak szanse często się wyrównują, choć nie da się ukryć, że często pieniężna wartość sprzętu przekłada się na jego jakość.

O napojach magicznych.
1. Napoje magiczne stosowane są przede wszystkim podczas obrzędów zakończenia regat. Spożywanie ich podczas regat, na liczących się jachtach jest surowo zakazane i załoganci przyłapani przez skipperów na piciu napojów magicznych w trakcie lub między biegami skazywani są na skreślenie z listy załogi. Przepis ten jednak nie jest przez załogantów ściśle przestrzegany, a sposobów na ukrycie się (w języku kolegów regatowców – „tajniaczenie się”) przed skipperem podczas spożycia, znają oni wiele.
Napojów magicznych są dwa rodzaje – wódka i piwo. Wódka jako napój mocniejszy i droższy, o wyjątkowo niebezpiecznym działaniu, zastrzeżona jest dla starszych skipperów i oficerów. Po długoletnim spożyciu, nazywana jest środkiem konserwującym. Starsi skipperzy, zakonserwowani przez wódkę, przybierają na ogół kolor czerwony, a ich twarze są opuchnięte, co zapewnia im więcej szacunku wśród otoczenia.
Załoganci oraz młodsi skipperzy i oficerowie pozostają zazwyczaj przy darmowym na takich imprezach piwie, wypijanym jednak w takich ilościach, że okoliczne krzaczki na długo po zakończeniu uroczystości śmierdzą jeszcze uryną i wymiocinami.
Oba rodzaje napojów magicznych służą do wprowadzania spożywających w rytualny trans, zwany w języku regatowców „stanem nachlania”. Przez tych, którzy mają mocniejsze głowy bywa również używany do wydobywania tajemnic taktycznych od tych, którzy mają głowy słabe, jako że napoje magiczne wzmagają, w spożywających je, szczerość.

Kobieta w kręgu regatowców.

Kobiety na pokładzie.
Dwiema podstawowymi rolami kobiety w zamkniętej społeczności regatowców są: a) funkcja osobistej, wymiennej grzałki do koi, oraz b) ozdobnika trzymanego w skąpym kostiumie kąpielowym na pokładzie, w celu zrobienia wrażenia na kolegach. Jedynymi przedstawicielkami tak zwanej płci pięknej, dopuszczanymi do grona regatowców w funkcjach żeglarskich są c) osobniczki najbardziej męskie. Przy czym zbiór cech, które uważane są za męskie wygląda następująco: wyjątkowa wulgarność, dogłębna znajomość oraz wysoka sprawność w posługiwaniu się językiem zwanym „łaciną kuchenną”, absolutny brak finezji, czy delikatności w sposobie bycia, jak i wysławiania się, niski śmiech przypominający rżenie kobyły wypuszczonej na wolność, bądź rechotanie starej ropuchy, no i przede wszystkim absolutne nieliczenie się z wrażliwością innych oraz wysoka sprawność fizyczna i obowiązkowo tzw. „mocna głowa”. „Mocną głowę” należy zdefiniować jako dużą odporność na wielkie ilości spożywanego alkoholu.

Funkcja osobistej, wymiennej grzałki do koi.

Funkcja ta nie jest bezpośrednio związana z samymi regatami, a raczej z krótkimi rejsami odbywanymi przez regatowców między kolejnymi zawodami, w celach rekreacyjnych. Nieoficjalnie, w rozmowach między prawdziwymi regatowcami, kobiety, zazwyczaj młode, urodziwe i nie grzeszące zbędną inteligencją, nazywane są „panienkami”. „Panienki” zabierane są na owe krótkie, rekreacyjne rejsy w celach czysto seksualnych. Wymieniane są za każdym razem, ponieważ, jak wynika z relacji poszczególnych „panienek”, akty seksualne odbywane na wąskich i niewygodnych kojach regatowych, składających się z aluminiowego stelaża i rozpiętego w nim kawałka płótna, są niezwykle niewygodne i kończą się dużą ilością siniaków. Tak więc po takim rejsie, „panienki” zazwyczaj nie dają się ponownie namówić na podobny „wypad rekreacyjny”.

Funkcja ozdobnika.
Dziewczęta wybierane do tej funkcji muszą być obowiązkowo młode i bardzo ładne, jakkolwiek, w przeciwieństwie do kobiet służących jako grzałki do koi, bywają czasem inteligentne. Nazywane są „dziewczynkami”. „Dziewczynki” nie służą do celów seksualnych, a jedynie do tego, aby ładnie prezentowały się na pokładzie w przedbiegach, bądź kilkugodzinnych wypadach rekreacyjnych. „Przedbieg” to okres pomiędzy wyjściem z portu, a rozpoczęciem regat. Tuż przed sygnałem startowym „dziewczynki” są zsadzane na pontony i odwożone do portu. Czasem w mniej ważnych regatach, zabierane są również na biegi właściwe, a wtedy pełnią funkcję szczególną – obsługują (zawsze w bardzo skąpych strojach) baksztagi, czyli liny służące do odpowiedniego naprężenia masztu, a których stanowisko obsługowe mieści się na rufie, tuż za sterem. Przyjętą pozycją przy obsłudze baksztagów jest głębokie nachylenie w kierunku dziobu, przy jednoczesnym wypięciu pupy w kierunku rufy. Jest to zabieg magiczny, mający na celu zatrzymanie przeciwnika za rufą jachtu, na którym znajdują się „dziewczynki”.
Wartość „dziewczynek” mierzona jest w natężeniu gwizdów dobiegających z sąsiednich jachtów, które koledzy regatowcy wydobywają z siebie na widok odpowiednio usadzonej „dziewczynki”.

Kobiety dopuszczane do regat właściwych.
Jak już wspomnieliśmy we wstępie do niniejszego rozdziału, są to osobniczki najbardziej męskie. Muszą one umieć przegadać każdego kolegę regatowca i doprowadzić do tego, aby został odpowiednio wyśmiany przez innych kolegów. Jest to rytuał zapewniający im wyższe miejsce w hierarchii intelektualnej, bądź też „łacinno – kuchennej”. Kobiety takie zwane są „babochłopami” i przez kolegów regatowców traktowane na równi z mężczyznami, czyli jako pełnowartościowi członkowie załogi jachtu regatowego. Odrębną grupę tej kategorii stanowią „żeglareczki”, czyli młode adeptki sztuki żeglarstwa regatowego, stanowiące skład załóg jachtów prowadzonych przez młodych skipperów. Jest to bardzo nieliczne grono, do którego wchodzą młode kobiety, zarówno ładne, jak i brzydkie, które pomimo braku szczególnych umiejętności w posługiwaniu się „łaciną kuchenną” oraz pewnej dozy delikatności w obyciu, również traktowane są jako pełnowartościowe załogantki. Jednakże na takie traktowanie mogą liczyć jedynie w gronie młodych skipperów, bądź też wśród tych, z bardziej doświadczonych skipperów oraz załogantów, którzy nie wstydzą się przyznać do pewnej cywilizowanej elegancji w zachowaniu. Jeżeli zaś „żeglareczki” zechcą ni stąd, ni zowąd dostać się do załogi któregoś z bardziej doświadczonych skipperów, bez względu na jego elegancję, zostaną zbyte propozycją spędzenia wspólnej nocy w hotelu w zamian za przyjęcie do załogi. Jeżeli zaś nie pozwolą się w ten sposób zbyć i po odpowiednich rytuałach inicjacyjnych trafią na pokład dużego jachtu regatowego, zostaną zakwalifikowane do grupy „panienek” i z całą pewnością więcej udziału w regatach właściwych nie wezmą.

Kobiety będące przedmiotami regat lądowych.
Wśród regat lądowych, których przedmiotami są kobiety, koledzy regatowcy wyróżniają dwa rodzaje: a) regaty o rumieniec i ucieczkę, b) regaty o nockę. Spróbujmy je scharakteryzować.

Regaty o rumieniec i ucieczkę.
Przedmiotem tych regat są zazwyczaj „panienki”, „dziewczynki”, a przede wszystkim „żeglareczki”, nigdy zaś „babochłopy”. Regaty te odbywają się podczas świątecznych obchodów zakończenia regat właściwych. Polegają one na przerzucaniu się między kolegami regatowcami (szczególnie tymi wyżej postawionymi w hierarchii, czyli zazwyczaj najstarszymi) uwagami dotyczącymi wyglądu ww. kobiet, hipotetycznymi propozycjami seksualnymi, wulgarnymi żartami o zabarwieniu seksualnym oraz kłopotliwymi pytaniami skierowanymi do ww. dziewcząt. Regaty te wygrywa ten, kto pierwszy spowoduje, że atakowane dziewczę się zarumieni lub też pod pozorem udania się do toalety, ucieknie z grona regatowców. Nagrodą za wygraną jest przyjacielskie poklepywanie po plecach zwycięzcy oraz towarzyszące temu głośne salwy śmiechu kolegów regatowców.

Regaty o nockę.
Tu przedmiotem regat są wszystkie typy kobiet w środowisku „regatowców”, aczkolwiek w szczególności „panienki” i „dziewczynki”. Jak i powyższe regaty, odbywają się podczas obchodów zakończenia regat właściwych. Procedura startowa wygląda następująco – grono kolegów regatowców zaprasza do stolika jedną bądź więcej przedstawicielek płci przeciwnej. Najpierw wszyscy są wobec niej wyjątkowo mili, uprzejmi i grzeczni. Stale donoszą jej piwo (główny napój magiczny, towarzyszący obchodom wszelakich świąt regatowych i w ogóle żeglarskich), częstują papierosami (zdecydowanie rzadziej spotykana magiczna używka, koledzy regatowcy zazwyczaj za jeden z atrybutów odróżniających ich od żeglarzy – amatorów uważają niepalenie) oraz zabiegają o to, aby niczego im nie brakowało. Procedura startowa kończy się w chwili, gdy przedstawicielka płci przeciwnej przekroczy odpowiedni (trudno go precyzyjnie określić, gdyż jest bardzo indywidualny) próg transowy wywołany spożyciem magicznych napojów(Należy tu podkreślić, że szczególnie trudno jest do tego progu doprowadzić “babochłopy”, gdyż bywają momentami odporniejsze na transowe działanie napojów magicznych od kolegów regatowców, którzy usiłują je do tego stanu doprowadzić.) Wtedy koledzy regatowcy rozpoczynają skomplikowane działania słowno - cielesne mające dopomóc im w uzyskaniu zgody kobiety na spędzenie z nimi wspólnej nocy. Niestety owe działania są pilnie strzeżoną tajemnicą – każdy kolega regatowiec ma swoją procedurę, której nikomu nie wyjawia, co uniemożliwia ich opisanie.
Zwycięzcą jest oczywiście ten, kto uzyska zgodę kobiety na proponowane przez siebie „nocne atrakcje”.

Kobiety po trzydziestce
Kobiety, które przekroczyły trzydziesty rok życia, są za kolegów regatowców uznawane za mało atrakcyjne i jako takie nie mogą już występować w roli „panienek” i „dziewczynek”. Brak czasu jak i również mniejsza sprawność fizyczna nie pozwalają im zostać zaliczonym do grona „babochłopów” i „żeglareczek”. W tej sytuacji mogą być więc częścią środowiska otaczającego społeczność kolegów regatowców jako matki, żony, kochanki, siostry lub inne „przyległości”, lecz z grona regatowców są wykluczane.
Wśród tych kobiet specjalną funkcję pełnią żony – skipperzy, który przybywają do środowiska w ich towarzystwie, zwykli wczepiać w klapę marynarki bądź kołnierzyk modnej wśród nich koszulki „polo” znaczka z flagą „Y”, z kodu MKS (Międzynarodowy Kod Sygnałowy), oznaczającego: „trałuję swoją kotwicę”. Przy czym żony, zazwyczaj nie związane z żeglarstwem w ogóle, nie zdają sobie sprawy ze znaczenia owego tajemniczego znaczka. A spełnia on szczególną funkcję – dzięki niemu koledzy regatowcy wiedzą, że w towarzystwie tej kobiety nie należy się przechwalać ilością zaliczonych „panienek” ani też pytać oznakowanego delikwenta o to, jak mu się udał ostatni romansik.

O kontaktach kolegów regatowców z żeglarzami turystycznymi i niesportowymi.

Kontakty takie zaliczane są do kategorii, którą można opisowo określić jako „spotkania kapłanów z plebsem”. Ograniczone są one zazwyczaj do specjalnych, wyjątkowo wytwornych imprez w gronie kapitanów, odbywanych poza sezonem. Jedną z przykładowych uroczystości, w których udało mi się wyjątkowo uczestniczyć, jest rozdanie nagród „Rejs Roku” organizowane przez trójmiejską gazetę pt. „Głos Wybrzeża”. Jedynym w tym roku skipperem regatowym, który pojawił się na owym rozdaniu, był Karol Jabłonowski – najsłynniejszy bodajże ze swego grona. Mogę tu opisać jego zachowanie, ale jako że był to jedyny przykład zaobserwowanych przeze mnie ww. kontaktów, nie mogę stwierdzić, czy jest on regułą. Tym bardziej, że pan Jabłonowski, jako skipper o największej w Polsce renomie, może sobie pozwolić na pewne odstępstwa od obyczaju.
Na samym rozdaniu, odbywającym się w gdańskim ratuszu, kpt. Jabłonowski pojawił się jako ostatni, mocno spóźniony, już w trakcie wręczania nagród, robiąc swym wejściem sporo zamieszania i odwracając celowniki aparatów fotograficznych od sceny w swoim kierunku. Jego wejściu towarzyszył dosyć głośny pomruk zachwytu przemieszanego z zazdrością i nienawiścią, przebiegający przez salę. Na sali czekało już na niego dwóch spośród jego załogantów, którzy na zwykłych jachtach regatowych byliby zapewne oficerami, ale jak wiadomo na jachcie Jabłonowskiego obowiązuje prestiżowa nomenklatura anglosaska. Po odebraniu nagrody wypowiedział on do mikrofonu kilka lakonicznych zdań głosem pewnym, aczkolwiek pogardliwie znużonym i zimnym. Następnie poprosił do siebie załogę i wszyscy trzej panowie przez około pół godziny pozowali do zdjęć. Gdy zeszli ze sceny, skipper Jabłonowski został przez prowadzącego pożegnany słowami:
- Bardzo to uprzejme z Pana strony, że zaprosił Pan do siebie załogę, gdyż jak wiadomo, skipper bez załogi jest niczym.Następnie uroczystość przeniosła się do gwarnej i zatłoczonej tawerny, należącej do Klubu Kaphornowców – „Zejman”. Tu Jabłonowski również pojawił się jako ostatni, posyłał przybyłym mroźne uśmiechy, przywitał z wybranymi osobami, wymijając zręcznie część wyciągniętych do niego rąk i szybko wyszedł, odmawiając spożycia z kimkolwiek napoju magicznego.

Podsumowanie
Tak w wielkim skrócie przedstawiają się moje obserwacje poczynione podczas półrocznych badań prowadzonych wśród społeczności regatowców. Muszę zaznaczyć, że prowadzenie badań szczególnie utrudniała mi moja słaba płeć, która uniemożliwiała mi dotarcie do pewnych tajemnic, które zapewne zostałyby wyjawione mężczyźnie, jak np. kult kapitana posiadającego jachty – „Mały Ptak” i „Duży Ptak”. Wierzę jednak, że w przyszłym sezonie uda mi się powiększyć zbiór materiałów o obserwacje poczynione przez doktora Skrygiełłę, który rozpoczął już przygotowania do wyprawy w ten wyjątkowo nieprzystępny teren.

Najczęściej zadawane pytania



Podobne artykuły:

Ile kalorii ma piwo Tyskie

Wersja do druku