Jak ja nie lubię poniedziałków... Znów trzeba wstać rano po "ciężkim" weekendzie wypełnionym zazwyczaj zakrapianymi spotkaniami ze znajomymi, odwiedzinami u babci, większymi zakupami, czy kinem i kolacją z Ukochanym. Nie wiem dlaczego, ale po weekendzie zwykle bywam bardziej zmęczona niż po dniu spędzonym w pracy. Czuję się trochę tak, jakby znowu czas przeleciał mi przez palce, bo w sumie nie zrobiłam przez ten czas niczego sensownego.
Rzecz jasna byłam tak zajęta, że zapomniałam o tak prozaicznych czynnościach jak wyniesienie śmieci, odkurzenie mieszkania i umycie podłogi w kuchni. Zawsze w ciągu tygodnia nie znajduję na to czasu, tłumacząc się weekendem i dwoma dniami, z którymi będę mogła zrobić, co tylko zechcę. Czeka tyle godzin do wypełnienia. Rzeczywistość jest jednak okrutna i nigdy nie sprawdza się z moimi planami.

PoniedziaÅ‚kowy ranek zwykle wyglÄ…da u mnie podobnie. Pobudka o 6.30, szybka toaleta, ubranie najczęściej w to, co leży na samym brzegu szafy lub w to, co uda mi siÄ™ naszykować poprzedniego wieczora, niestaranny makijaż, potem mocna kawa na otrzeźwienie umysÅ‚u. Na Å›niadanie jak starczy mi czasu  poÅ‚ykam „w locie” kanapkÄ™ z serem. Zamaszystym ruchem wrzucam do torby jogurt i musli w maÅ‚ej torebce, w razie jakbym zgÅ‚odniaÅ‚a w biurze. No tak, jeszcze muszÄ™ wyjść z psem.  Po wykonaniu tych wszystkich czynnoÅ›ci biegnÄ™ na przystanek tramwajowy.


WychodzÄ…c z domu codziennie o tej samej porze, ku mojej uciesze w drodze na przystanek spotykam te same znajome mi już z widzenia osoby. Zawsze mnie to fascynuje, bo uwielbiam przyglÄ…dać siÄ™ przechodniom na ulicy. Pozwala mi to fantazjować i zastanawiać siÄ™ dokÄ…d jadÄ…, gdzie pracujÄ…, czy majÄ… rodziny i o czym sobie myÅ›lÄ…, mijajÄ…c siÄ™ w drodze ze spuszczonymi gÅ‚owami. Gdy tylko wychodzÄ™ z klatki, na Å‚aweczce koÅ‚o osiedlowego sklepiku codziennie o 7.30 zasiada mężczyzna w Å›rednim wieku. Obok niego krÄ™ci siÄ™ nie za mÅ‚ody, nieduży, biaÅ‚y kundelek w brÄ…zowe Å‚atki. Jego pan wyglÄ…da raczej na czÅ‚owieka zmÄ™czonego i dość sfrustrowanego życiem. Nie jest na tyle stary, by być na emeryturze, nie tak jednak mÅ‚ody, by z entuzjazmem „Å‚apać” każdy dzieÅ„. Zamiast wyjść na spacer z pieskiem woli wstÄ…pić do sklepu po ciepÅ‚e buÅ‚ki i przysiąść na rozpadajÄ…cej siÄ™ już wiekowej Å‚aweczce, by w tym czasie jego podopieczny mógÅ‚ zaÅ‚atwić swoje podstawowe potrzeby fizjologiczne. Zastanawiam siÄ™ co dzieÅ„, czy ten mężczyzna, tak samo jak ja, zdaje sobie sprawÄ™ z tego, że dziÅ› znowu siÄ™ spotykamy. On zamyÅ›lony, lekko znudzony przypatruje siÄ™, kiedy wiÄ™kszość mieszkaÅ„ców mojego osiedla wyrusza do pracy. Naprzeciwko sklepu, obok którego przesiaduje znajduje siÄ™ szkoÅ‚a. To z pewnoÅ›ciÄ… dostarcza mu też pewnego rodzaju rozrywkÄ™. Teoretycznie o 8 zaczynajÄ… siÄ™ lekcje, ale dzieciaki zwykle spotykajÄ… siÄ™ przed budynkiem szkoÅ‚y już pół godziny szybciej. StajÄ…, rozmawiajÄ…, opowiadajÄ… sobie historie, jakie im siÄ™ przytrafiÅ‚y, obgadujÄ… nauczycieli, bawiÄ… siÄ™ swoimi nowymi telefonami i puszczajÄ… z nich swoje ulubione piosenki, jakie sÄ… akurat „na topie”. Czasem mam wrażenie, że facet, który w tym momencie siedzi przed sklepem patrzÄ…c na tych mÅ‚odych ludzi próbuje uczestniczyć w ich rozmowie, nie czuje siÄ™ mÅ‚ody, ale ciekawi go grupa nastolatków. Być może jest nieszczęśliwy, być może nie zaÅ‚ożyÅ‚ nigdy rodziny i nie ma wÅ‚asnych dzieci. Może siÄ™ rozwiódÅ‚ z żonÄ… i straciÅ‚ kontakt z wÅ‚asnymi dziećmi… Może wydarzyÅ‚a siÄ™ w jego życiu jakaÅ› tragedia i tak naprawdÄ™ czeka codziennie, aż ktoÅ› wyciÄ…gnie do niego rÄ™kÄ™ i okaże nutÄ™ zrozumienia i zainteresowania… Nie wiadomo, sama w sobie nie mam odwagi, by podejść i zamienić z nim kilka słów. Bo niby jak miaÅ‚abym zacząć tÄ™ rozmowÄ™? – „DzieÅ„ dobry. Ale dziÅ› Å‚adny dzieÅ„, sÅ‚oÅ„ce Å›wieci, a Pan tak samotnie tu siedzi”. Ciekawe, co by mi odpowiedziaÅ‚. Pewnie nigdy siÄ™ tego nie dowiem, bo z natury nie jestem zbyt odważna i wylewna. Staram siÄ™ być dość zachowawcza w stosunku do ludzi i dopiero, kiedy poznam kogoÅ› dobrze, jestem w stanie mu zaufać i siÄ™ przed nim otworzyć.

IdÄ…c dalej w kierunku przystanku przechodzÄ™ koÅ‚o mojego koÅ›cioÅ‚a parafialnego, w którym już od rana sÅ‚ychać modlitwy. O tej porze zwykle przychodzÄ… tam jedynie starsi ludzie. WstajÄ… codziennie rano i podążajÄ…, zwykle o kulach albo kuÅ›tykajÄ…c zgarbieni na porannÄ… mszÄ™ Å›wiÄ™tÄ…. Od jakiegoÅ› czasu mijam starszÄ… paniÄ…, której podróż z domu do koÅ›cioÅ‚a musi zajmować naprawdÄ™ sporo czasu. Babinka nie dość, że porusza siÄ™ o dwóch kulach, to nie można tego nazwać chodem, a jedynie posuwaniem siÄ™ po maluteÅ„kich kroczkach do celu. Gdy spojrzaÅ‚am na jej twarz wydawaÅ‚a siÄ™ rozpromieniona i peÅ‚na nadziei, dobiegÅ‚ do moich uszu również jej Å›piew. W ten sposób, choć trochÄ™ próbuje umilić sobie mozolnÄ… drogÄ™. DochodzÄ…c do przystanku tramwajowego mijam jeszcze kilka „znajomych” twarzy, z którymi wymieniam nieÅ›miaÅ‚o porozumiewawcze półuÅ›miechy na „dzieÅ„ dobry”.

Dzień minął tak samo szybko jak się zaczął. Nim się nie obejrzałam, wybiła 16 i czas do domu. W powrotną drogę byłam już za bardzo zmęczona i głodna, by przypatrywać się ludziom w koło. W tramwaju znalazłam wolne miejsce i zatopiłam się myślami w lekturze. Zdałam sobie sprawę, że za parę dni moja książka dobiegnie nieubłaganie do końca. Nie domyślałam się, co prawda, jak historia się skończy, ale już czułam smutek, że za parę dni będę musiała rozejrzeć się za nową, równie ciekawą książką. Ostatnia wpadła mi do rąk całkiem przez przypadek i mile mnie zaskoczyła. Cała historia dotyczyła włoskiej rodziny i w piękny sposób opisywała Włochy i tamtejszą smakowitą kuchnię.

Czas gna tak szybko, że dni w zasadzie zlewają się w jedną całość. Gdyby nie to, że co dzień kładę się wieczorem spać i muszę wstać rano, nie zauważyłabym, że czas zerwać kolejną kartkę z kalendarza. Następnego dnia poranek wyglądał zupełnie tak samo, nic nie uległo zmianie. Znów szybka pogoń, by uwinąć się przed wyjściem do pracy ze wszystkimi czynnościami i przy tym wszystkim zdążyć na wcześniejszy tramwaj, by nie spóźnić się do pracy. Czasem mi się to wbrew pozorom udaje. Wstałam o tej samej porze, co dzień wcześniej, ale jakoś żwawiej się poruszałam, bo o 7.30 stałam już na przystanku ze uśmiechem na ustach, w ciemnych okularach przeciwsłonecznych. Od zeszłego tygodnia nie było już tak ładnego dnia, jak ten wtorkowy. Promienie słoneczne świeciły mi prosto w twarz. Poczułam, jak robi mi się ciepło i zmuszona byłam rozpiąć zamek od kurki, by się nie zgrzać. Zrobiło mi się żal, że w tak pięknie zapowiadający się dzień muszę jechać do pracy. Wolałabym w tym czasie pójść na jakiś ładny spacer do lasu, albo na plażę. Nie pamiętam już, kiedy w środku dnia spacerowałam bez celu i pośpiechu w jakimś przyjemnym i spokojnym miejscu. Wakacje tak szybko się skończyły, urlop też już dawno za mną przeleciał. Na pamiątkę zostały jedynie zdjęcia znad jeziora i ze zwiedzania praskiej starówki.




Na szczęście czas w pracy zleciaÅ‚ mi bardzo szybko i nim siÄ™ nie obejrzaÅ‚am  byÅ‚a już 15 i myÅ›laÅ‚am już tylko o tym, że niebawem idÄ™ do domu i czekać bÄ™dzie na mnie pyszny obiadek, który przygotowaÅ‚a moja mama. Ostatnia godzina zawsze najszybciej mi zlatuje. Tak zmÄ™czona po ciężkim dniu w pracy, wróciÅ‚am do domu. RzuciÅ‚am siÄ™ z apetytem do talerza ogórkowej i poczuÅ‚am, że robiÄ™ siÄ™ senna. PoÅ‚ożyÅ‚am siÄ™ tylko „na chwilÄ™”, ale z krótkiej drzemki zapadÅ‚am w gÅ‚Ä™boki sen. W ten sposób straciÅ‚am caÅ‚y wieczór...ale za to w jak przyjemny sposób!

Kolejnego dnia, gdy dotarłam do pracy uświadomiłam sobie, że czas naprawdę szybko biegnie i nawet się nie obejrzałam, a już jest środek tygodnia. Środa to dzień najbardziej wydajnej pracy (przynajmniej zawsze tak mi się wydawało). Skrzynka mailowa znowu pękała w szwach, aż pojawił mi się komunikat z ostrzeżeniem, że należy zwolnić trochę miejsca na poczcie, pozbywając się starszych wiadomości. Usunęłam ich chyba ze trzysta, ale co z tego, gdy dziś znowu przyszło około pięćdziesiąt e-maili. Chcąc- niechcąc za kilka dni znowu się zapcha.

Umówiłam się z Moją Drugą Połową, że przyjedzie po mnie do pracy i pójdziemy na obiad do nowo otwartej restauracji meksykańskiej w Jelitkowie. Przy okazji mieliśmy się przejść na spacer brzegiem morza. Cały dzień w pracy myślałam o pysznym Burrito, które miałam zamiar sobie zamówić. Gdy tylko zbliżała się na zegarku godzina 16, zamknęłam energicznie wszystkie programy i wyłączyłam komputer. Kochany czekał już w samochodzie przed drzwiami. Obydwoje zadecydowaliśmy, że umieramy już z głodu i czym prędzej musimy posilić nasze żołądki. Nie wiedzieliśmy dokładnie jeszcze, gdzie znajduje się wynaleziony przez nas lokal, więc zdawaliśmy sobie sprawę, że z pewnością trochę czasu zajmie nam jego zlokalizowanie. Samochód zostawiliśmy na parkingu niedaleko restauracji Parkowej, gdzie przez całe lato przy muzyce disco tańcują rozchełstane pary seniorów. Po dziesięciu minutach siedzieliśmy już w bardzo romantycznym miejscu, pełnym kolorów i przyjemnych orientalnych zapachów, unoszących się w całej restauracji. Miejsce od razu mnie urzekło i jeszcze przed złożeniem zamówienia kelnerowi wiedziałam, że będziemy tu od dziś często zaglądać. Będąc w tym miejscu po raz pierwszy zdaliśmy się na potrawy, które polecił nam właściciel knajpki. Były to dania, których nazw, nawet gdybym zapamiętała, nie umiałabym wymówić. Delektowaliśmy się naszym posiłkiem około pół godziny, popijając do tego białą herbatę, która podobno poprawia trawienia i działa pobudzająco. Przed wyjściem zamieniliśmy jeszcze kilka słów z właścicielem lokalu, obiecaliśmy, że od czasu do czasu będziemy przychodzić, by skosztować specjałów kuchni meksykańskiej.

Z pełnymi brzuchami mogliśmy już spokojnie udać się nad morze, by przejść się brzegiem plaży i podziwiać zachód słońca. Zrobiło się bardzo romantycznie i gdyby nie fakt, że zaczęło się robić chłodno, spacerowalibyśmy pewnie do samego zmroku. Niskie temperatury i szybko zapadający zmrok są jednym z głównych powodów, dla których nie przepadam za jesienią i zimą. Nie ma już takich możliwości na spędzanie czasu pod gołym niebem, jak to się zazwyczaj robiło podczas wakacji. Nie pozostało nam więc nic innego, niż powrót do domu. Kochany podwiózł mnie pod same drzwi klatki. Utulił na dobranoc i odjechał powoli machając mi przez szybę na do widzenia. Wzięłam szybką kąpiel, przeczytałam kilka stron nowo rozpoczętej lektury, która już od początku wciągnęła mnie w historię luksusowej prostytutki i jej perypetii. Niebawem oczy zaczęły mi się same zamykać, a powieki ciężko opadać do snu. Znużona zasypiam i z niecierpliwością czekam na kolejny dzień.


Najczęściej zadawane pytania



Podobne artykuły:

Ile kalorii ma kawa rozpuszczalna
Ile kalorii ma bułka z ziarnami

Wersja do druku