Gdy K. powiedział, że przyjdzie, nogi zaczęły pode mną mięknąć. Trudno było mi uwierzyć, że wreszcie usłyszę głos, którego brzmienie usiłowałam przywołać w pamięci przez poprzedni miesiąc. 4

Tego dnia wraz z moją załogą przypłynęliśmy do Gdyni na noc. Mieliśmy przed sobą dzień przerwy w tygodniowych regatach w poprzek, wzdłuż, na skos i dookoła Zatoki Gdańskiej. Postanowiliśmy nie wracać do domów i zrobić sympatyczną imprezkę, jednak inne załogi porozjeżdżały się do domów i na placu boju zostaliśmy sami. W klubie o tej porze też było już pusto. Zaproponowałam, żeby zadzwonić po B. - naszego wspólnego kolegę, którego (podobnie jak mojego skippera i pierwszego oficera) poznałam rok wcześniej w Danii podczas Operacji Żagiel. Propozycję spotkania rzuciłam od niechcenia i została przyjeta bez zdziwienia, z aprobatą. Jednak moja swoboda była czysto pozorna. Tego dnia mijał piąty tydzień od momentu, kiedy widziałam B. po raz ostatni - ja byłam na rejsie w Hiszpanii, on płynął jako trzeci oficer na najszybszej, "elitarnej" jednostce klubowej na regaty u wybrzeży Szwecji.
Gdy K. powiedziaÅ‚, że przyjdzie, nogi zaczęły pode mnÄ… miÄ™knąć. Trudno byÅ‚o mi uwierzyć, że wreszcie usÅ‚yszÄ™ gÅ‚os, którego brzmienie usiÅ‚owaÅ‚am przywoÅ‚ać w pamiÄ™ci przez poprzedni miesiÄ…c. BaÅ‚am siÄ™ też, że coÅ› mogÅ‚o siÄ™ zmienić, że może przywiózÅ‚ sobie jakÄ…Å› szwedzkÄ… blond - piÄ™kność. BaÅ‚am siÄ™, że wieczór skoÅ„czy siÄ™, jak zawsze - na elektrycznym napiÄ™ciu, gówniarzowatych zaczepkach, ukrywanych spojrzeniach i udawanej swobodzie. UsiÅ‚ujÄ…c siÄ™ uspokoić i pohamować rozpierajÄ…ce mnie euforiÄ™ i niepokój, poszÅ‚am do Å‚azienki, aby zrobić delikatny makijaż "regatowy", tak "żeby byÅ‚o widać, a jednoczeÅ›nie… nie byÅ‚o widać", jak pisaÅ‚ Tuwim. Nie mógÅ‚ przecież pomyÅ›leć, że przed jego przyjÅ›ciem poleciaÅ‚am natychmiast do Å‚azienki, żeby zrobić siÄ™ na bóstwo.
Przyniósł kasetę, którą obiecał mi pożyczyć z pół roku wcześniej. Gdy obejmowałam go, nie mogąc wykrztusić z siebie słowa "dziękuję", czułam, że byłam zupełnie czerwona. Liczyłam, że uzna to za świeżą opaleniznę, "prosto z morza". Ku mojemu radosnemu zdumieniu, przytrzymał mnie w objęciach nieco dłużej, niż to miał we zwyczaju.
- To, co robimy? - K., mój skipper, zniecierpliwił się.
- Noo… pewnie idziemy na piwo. - B. nigdy nie miaÅ‚ wÄ…tpliwoÅ›ci, co do tego, co należy robić.
- U "Burego" zamykają za pół godziny, poza tym jest pełno ludzi.
- To chodźmy do sklepu, a potem na plażę.
Szłam przodem, obok P. - mojego ulubieńca z załogi, o dwa lata młodszego, inteligentnego i bardzo sympatycznego chłopca. Za nami szli K. i B. - para najlepszych przyjaciół. Przy końcu kei zatrzymałam się, żeby podnieść leżące na betonie piórko. B. złapał mnie w pasie i zaciągnął na brzeg kei. Przywarł do moich pleców, trzymając mnie na krawędzi.
- Nie masz ochoty się wykąpać?
Wyciągnęłam ręce za siebie i objęłam go.
- Nie… B., przestaÅ„!
- Takie urocze glony… Podobno dobrze wpÅ‚ywajÄ… na cerÄ™.
- B!…
- No… Może jednak?
- Jak mnie zepchniesz, to polecimy razem, bo ciÄ™ nie puszczÄ™.
Umilkł. Przesunął dłonie na mój brzuch i postawił z powrotem w bezpiecznym miejscu. Ruszyliśmy dalej. W którymś momencie K. odezwał się zza moich pleców:
- No i co pani druga powiesz na jego propozycjÄ™?
- Jaką propozycję, B.? - odwróciłam się i usiłowałam spojrzeć w oczy zawieszone o dobrych kilkanaście centymetrów nade mną.
- Już dwa razy mówiłem.
- Nie słyszałam, bo prowadziłam właśnie bardzo ważny dyskurs z P. Poza tym do trzech razy sztuka.
- Nie lubię się powtarzać.
- Oj, B…
Zaśmiał się nie otwierając ust, unosząc tylko lekko kąciki ust i w charakterystyczny sposób fukając przez nos.
- B…
Spuścił oczy i powiedział nieco ciszej:
- Nie no… eee… MyÅ›laÅ‚em, czy by… nie pojechać do mnie…w nocy na plaży bywa chÅ‚odno…
- No i co pani druga? - K. spojrzał na mnie badawczo.
- No nie wiem, jak chcecie. - spuściłam wzrok - W sumie, to on ma rację, możemy pojechać. Mnie jest bez różnicy. Karnet na autobus kupimy na spółkę. - bardzo chciałam jechać. Chciałam zobaczyć jego pokój, dom, miejsce, do którego wraca. Chciałam poczuć zapach tego domu, bo każda siedziba ludzka ma swój zapach, czasem dobry, czasem zły. Nie umiem powiedzieć, jak je rozróżniam. Ale pragnęłam się przekonać, czy jego dom pachnie dobrze, czy pachnie ciepłem. Czy pachnie nim? I czy jest jasny.
- Nie powinniśmy zostawiać jachtu ze sprzętem bez opieki na całą noc. - K. zauważył chyba moją chwilową konsternację.
- Jak wam się podoba, to była tylko propozycja. - miałam wrażenie, że słyszałam w głosie B. nutkę zawodu, ale nie byłam pewna.
- Ale jak chcecie, to jedźcie we trójkę, ja zostanę na jachcie. - wiedziałam, że K. ponownie usiłuje zrobić z siebie pokrzywdzonego.
- No jasne i zostawimy ciebie samego. Nawet nie żartuj. - zręcznie przerobiłam wewnętrzne wkurzenie na zewnętrzne oburzenie.
Weszliśmy do sklepu. B. zaczął pociągać nosem, po czym ostentacyjnie obtarł go rękawem.
- Panie pierwsze.
Kupiłam kilka piw i dwie paczki chusteczek. Jedną z nich włożyłam B. do tylnej kieszeni spodni. Spojrzał na mnie tylko i nic nie powiedział.
- Czy musisz nosić tak cholernie obcisłe spodnie?
Miał na sobie te wąskie dżinsy, w których wyglądał jak zagłodzony okaz patyczaka, szczególnie w zimie, gdy zamiast kurtki ubierał trzy swetry i dwa polary, robiąc z siebie z kolei misia na szczudłach.
Odszedł od kasy.
- Co ty mi tam włożyłaś?
- Tajemnica.
- O… chusteczki.
- Żebyś się nauczył kulturalnie wycierać nos.
- Cholerna humanistka. My, umysÅ‚y Å›cisÅ‚e…
- ÅšciÅ›le ograniczone, chciaÅ‚eÅ› powiedzieć…
- My, umysły ścisłe, nie zwracamy uwagi na takie pierdoły.
- Wybacz mi więc moją drobiazgowość.
Znowu fuknął przez nos, unosząc tylko kąciki ust. Rzadko śmiał się naprawdę, odsłaniając rządek białych zębów. Często zastanawiałam się, skąd się u niego brała ta oszczędność w okazywaniu rozbawienia, czy radości. Nigdy nie zgadłam.Doszliśmy na plażę. Zasiedliśmy w kółeczku, dobraliśmy się do puszek i panowie zaczęli rozprawiać o "X-ie" - specjalnym typie jachtu - one-tonera, w którym B. zakochał się podczas rejsu do Szwecji.
- Koleżanka coś dziś milcząca. - B. rzucił mi krótkie spojrzenie i zaczął zaglądać do puszki przez otwór.
- Czego tam szukasz?
- Pięknego X-a z termicznymi żaglami.
- Termicznymi?
- Taki nowy materiał. Są czarne, nagrzewają się od słońca wytwarzając podciśnienie i ciągną jak zwariowane.
- Aha… Przynieść wam paluszki? Mamy na jachcie jeszcze ze dwie paczki.
- No jasne! Wreszcie pani druga oficer zajęła się tym, co do niej należy. - K. zaczął ze mnie podkpiwać.
- Ciesz się, że zrobiłeś ze mnie drugiego oficera, bo gdyby nie to, dostałbyś w zęby za ten szowinizm.
- Idź już po te paluszki.
- Ale z was gentlemani…
WstaÅ‚am i otrzepywaÅ‚am siÄ™ z piasku, wciąż liczÄ…c na to, że B. wstanie i pójdzie ze mnÄ…. Nie ruszyÅ‚ siÄ™. "Znowu bÄ™dzie tak samo. Chodzenie w kółko, kilka spojrzeÅ„, szturchniÄ™cie, żart i obojÄ™tność. Boże, B., a ja tak strasznie za tobÄ… tÄ™skniÅ‚am…" - myÅ›laÅ‚am idÄ…c.

Najczęściej zadawane pytania



Podobne artykuły:


Wersja do druku