W czasach, kiedy Marlena Dietrich machała nogami na srebrnym ekranie upadłe kobiety oferowały swoje usługi za jedyne 50 groszy. Tym większa była ich rozpacz, kiedy znikąd pojawiły się tabuny Żydówek obniżające ceny do śmiesznych 20 groszy i rozszerzające seksualną ofertę do niewymownych bezeceństw. I z początku nikt nie domyślał się nawet, że młode kobiety oddają się wbrew swojej woli, a Lublin i inne polskie miasta otacza siatka potężnego gangu porywaczy kobiet.
Okrutną szajkę spróbuje rozpracować i powstrzymać znany już z pierwszej powieści Marcina Wrońskiego, nie stroniący od alkoholu, szorstki w obejściu, ale po prostu uczciwy komisarz Maciejewski. Działanie utrudni mu fakt, że znienawidzony szef komendy wciśnie go w mundur policyjny i odsunie od pracy śledczego. Na trop naganiaczy biednych Żydówek, producentów niemych filmów pornograficznych i samych kobiet, pognębionych i pozbawionych wszelkiej godności pomogą Zydze wpaść szanujący go, mimo wszystko, tajniacy z Pierwszego Komisariatu.

Druga cześć przygód Maciejewskiego, poza walorami, które miała także pierwsza (a więc udaną stylizacją na lata 30. w mowie, języku doniesień prasowych, wyglądzie i planie miasta) ma także zupełnie nowe zalety. Największą z nich jest nieporównywalnie bardziej interesująca fabuła, pełna zakrętów i ślepych zaułków, a nawet wykolejeń. Na tej samej historii można by napisać kryminał współczesny i również zasłużyłby na dobre oceny, jako lektura wciągająca i trzymająca w napięciu. Ciekawie rysują się też zmiany zachodzące w głównych bohaterach i ich relacjach. Niejeden szef marzyłby o tym, by w chwili drastycznego obniżenia formy podwładni nie tracili w niego wiary, tak jak to zrobili Zielny, Fałniewicz i Kraft.

Seria o komisarzu Maciejewskim zmierza więc w dobrą stronę, a Marcin Wroński zdaje się wtapiać w lata trzydzieste tak skutecznie, że jego słowa pachną kurzem, jakby od tych niemal osiemdziesięciu lat czekały na czytelnika gdzieś na półce.


Najczęściej zadawane pytania



Podobne artykuły:


Wersja do druku