Przysiadłam na chwile w łazience ...należało mi się, sadze. Dlaczego?? a dlaczego by nie??? Brałam udział w tym przedświątecznym szale zakupów. A to karpik. "nie panie nie ten, ten za duży, mniejszych nie ma??" sprzedawca wzrok wytęża i rzecze: ano ni ma...baba odchodzi. Jak przekupnie na targu krzyczą, wrzeszczą, najlepiej same by te karpie wyhodowały, wykarmiły i zabijały- byleby tylko nie stać w tej kolejce....kolejka długa...jak na czas przedwigilijny przystało...

Wczoraj stwierdziłam, ze wstanę wcześniej i pobiegnę co sil w nogach do tego sklepu, gdzie karpiki patrzą na mnie jak złote rybki w akwarium. Patrzą bo naiwnie sądzą, że to ja jestem dobra wróżka i spełnię ich trzy życzenia...jakie było moje zaskoczenie kiedy po pierwsze, było więcej takich jak ja, nie dość że naiwnie głupich, że się bez kolejeczki karpika dostanie to jeszcze w złych humorach, bo to nie ten karpik proszę pana, ten za duży, ale co się panie pcha, tam jest koniec kolejki...

Ja grzeczna, spokojna nad wyraz, choć czasem jak skomentuje kondycje polskiego społeczeństwa- to mój mąż dzikim wzrokiem patrzy na mnie i sadze ze najchętniej by zmienił zdanie na mój temat...byłam mila, kawkę przed wyjściem wypiłam co znaczy złego humoru nie miałam i tylko tak spoglądam na to rozwrzeszczane towarzystwo...ba to nawet o anarchie zakrawało...

Czas przedświąteczny czasem miłości, dobroci i sympatii. Tak się człowiekowi milo na serduchu robi, ze czas wolny będzie, mimo iż tegoroczne święta wypadają niefortunnie, gdzieżby w weekend święta robić??? Słyszałam już glosy, ze może wigilia w czwartek- będzie dodatkowy dzień wolnego...ja to bez komentarza zostawię...

No ale ja tam miałam o zakupach mówić. Karpika w końcu zakupiłam, no może nie był jeszcze moja własnością, do kasy miałam jeszcze dłuuuuga drogę....prezent dla męża mi został. Główkowałam cala noc i dzień następny co mu kupić, pytam znajomych, przyjaciół i nic. Kompletnie nic. Kręcę się miedzy regałami. Z tym karpikiem co żywy jeszcze i ser na sernik chce mi zjeść...zabić go nie mogę, karpik żywy do domu ma dojechać. Otwiera paszcze, patrzę na niego zgryźliwie i pytam: nie wiesz co mężowi mam kupić...no tak, głupieje na święta, ryby i dzieci głosu nie maja...nie dość ze żywy i ruszający na mój ser, to jeszcze na nic przydatny, gdyby mi tylko jakiś pomysł na prezent podsunął...karpiku...obiecuje ze już będę grzeczna w przyszłym roku, ze nie obrażę już nigdy policjanta i nie będę objadać się czekolada, tylko daj mi jakiś pomysł.. Karpik milczy jak zaklęty...psia kość.. karpika ość...

Ja tam do karpi nic nie mam, zjeść ich nie zjem, za szybko się do ryb przywiązuję żeby je później jeszcze zajadać, zabić tym bardziej, jakoś na pacyfistkę wyrosłam, ku swojej uciesze i mojej mamy. Ale tak sobie pomyślałam ze kiedy ja będę organizować wigilie, u mnie karpika nie będzie...po pierwsze ani ich kto sprawić nie będzie umiał, ani na zjedzenie ochotników nie ma i nie będzie- chyba ze moje dziatki- nienarodzone jeszcze- w dziadków się wrodzą i karpika zjedzą.

No wiec z tym karpikiem latam miedzy regałami i nic mi w oku nie wpada, ze tez ten karpik nie może mówić, bym sobie przynajmniej z nim pogadała, u tu?? Masz babo placek..Tak się jakoś zlitowałam nad karpikiem, mamie powiedziałam ze już nie było- fakt-skłamałam, ale to dla dobra karpika, rzecz jasna. A karpik stal się gościem honorowymi i pływa teraz wannie, po świętach wrzucę go do rzeki.

A prezentu dla męża jak nie mam tak nie mam...za to, za to karpika mam!!!

Najczęściej zadawane pytania



Podobne artykuły:


Wersja do druku