Już od roku toczę boje emigracyjne. Czas jest pojęciem względnym, a na pewno w Londynie. Czas biegnie tu znacznie szybciej, czasem myślę że na wspomagaczu. Nie wierzę że minął już rok! Pora na wnioski, jako że minione 12 miesięcy obfitowało w wydarzenia wszelkiego rodzaju, miłe i nieco mniej. Przede wszystkim poznałąm nowy typ ludzi – WYSPIARZY. Po pierwsze, drodzy rodacy, wcale nie pijemy najwięcej. Jest to opinia barmanki, która sporo się naoglądała pracująca za ladą. Przykładem niech będzie Paul, odwiedzający pub regularnie trzy dni w tygodniu, którego minimum to na wstępie jakieś 7 piw oraz przynajmniej tyle samo wódek z kolą na deser. Całość okraszona oczywiście monstrualną ilością papierosów. Polskie jedzonko jest najlepsze, o czym coraz częściej przekonują się Wyspiarze. Szyneczki, kiełbaska, chlebek...mniam. Dysponuje Brytania swoimi wersjami wędlin poniżej 2 % tłuszczu (to już chyba jest papier), napompowanym pieczywem i odmianą dietetyczną absolutnie wszystkiego. Polak potrafi, oj potrafi, a na obczyźnie rozwija swe zdolności. Wtajemniczeni wiedzą o czym mowa, odsyłam do jednego z poprzednich odcinków „Breakfast at Hammersmith”. Jednym z najbardziej zaskakujących odkryć jest fakt, iż znajomość języka nie jest wcale absolutną koniecznością. Gro emigrantów ledwo duka po angielsku, Kali chcieć jeść, a jakoś sobie radzi. I Kali je . Jesteśmy narodem numer XXX najeżdżającym UK, ale wzbudzamy więcej kontrowersji niż większość emigracyjnych nacji. Porównywani jesteśmy z Irlandczykami, którzy podzielili podobny los dekady temu. A jedyne czego chcemy to pracować, zarabiać i płacić podatki. Czy to zbyt wiele? W dobie tanich środków transportu miasta jak Londyn stają się po prostu kolejnym do wyboru miejscem w którym zaczyna się dorosłe życie. Pochodzę z małej miejscowości, do której na stałe już nie wrócę, wyjechałam po prostu „do miasta za chlebem”. Dlaczego Londyn a nie np Poznań? Londyn dzielą z Polską dwie godziny lotu, do Poznania musiałabym jechać dwie godziny pociągiem. Metropolie wciągają, miasto które nigdy nie śpi uwodzi. Tyle się dzieje, że aż trudno dokonać wyboru co ze sobą zrobić wieczorem. Teatr? Kino? West End? A może rejs barką? W Londynie można się zatracić, i nie przeszkadza mi to. Emigracyjny żywot bywa ciężki, ale obfituje również w niezliczenie wiele atrakcji. Każdy dzień przynosi coś nowego, lekcję życia w dżungli. Relacja z kolejnej lekcji wkrótce!

Najczęściej zadawane pytania



Podobne artykuły:


Wersja do druku